Skarb to pojęcie, które każdy rozumie indywidualnie – może nim być coś materialnego, coś, czego poszukujemy, ale i mogą nim być wartości: przyjaźń, miłość, rodzina.
Pod posiadłością należącą niegdyś do Pablo Escobara znajduje się skarb, będący gratką dla niejednego poszukiwacza. Wszak 25 milionów dolarów jest bardzo kuszące. Na czele jednej z grup poszukiwawczych stoi Hans-Peter Schneider, realizujący przerażające fantazje bogatych ludzi. I choć wtargnięcie do posiadłości wydaje się proste, tak nikt nie spodziewa się tego, że rezydencji chroni strażniczka Cari Mora – kobieta skrywająca niejedną tajemnicę.
Doświadczenie nas upiększa.
Fabuła powieści oscyluje wokół próby odnalezienia skarbu. I choć koncept wydaje się intrygujący, tak całość jest chaotyczna. Autor postawił na wiele wątków, które są zupełnie niepotrzebne – nie wnoszą do fabuły nic, prócz zamętu. Ucierpiała również akcja powieści – przypomina równię pochyłą w dół z niewielkimi odskoczniami ku górze. Można odnieść wrażenie, że książka pozbawiona została dbałości o szczegóły, pewnego rodzaju finezji czy polotu.
Wykreowane postacie zdają się być papierowe, jakby tworzyły jedynie fabularne tło: nie ma w nich głębi, są raczej jednowymiarowi, niemal przeźroczyści. Stają się przewidywalnymi marionetkami, choć bywają momenty, gdzie można odczuć pewną dozę niepewności. To mało wiarygodne osobowości, których zachowanie niekiedy zakrawa na absurd. Wielu z nich pojawia się i znika, pozostawiając czytelnika w uczuciu konsternacji.
Nie można nie wspomnieć o postaci Hansa-Petera Schneidera: zdeterminowanego socjopaty, zdolnego zrobić niemal wszystko, aby tylko osiągnąć wyznaczony sobie cel. Mimo to, zabrakło tutaj psychologicznego meandrowania, dogłębnego wwiercania się w umysł i psychikę. Ogólną kreację ratować może główna bohaterka, która będąc silną kobietą potrafi zawalczyć zarówno o siebie, jak i swoich bliskich. W moim odczuciu to jednak za mało.
Pomimo tego, książkę czyta się szybko. Nie cechuje się ona wyszukanym językiem, jest dość prostolinijna. Przytłacza mnogość postaci czy wątków – można stwierdzić, że są swoistą „zapchajdziurą”. Całość znacznie odbiega od gatunkowych ram thrillera mogącego wzbudzić niemały dreszcz. W mojej ocenie potencjał tej historii nie został wykorzystany.