Ćmy, nazywane również motylami nocnymi, nie uchroniły się przed krzywdzącym stereotypem mniej urodziwych od motyli dziennych. Często mówi się o nich, że są nieprzyjemne, czy wręcz odrażające. Tymczasem ich koloryt i barwy potrafią zachwycić – co prawda mniej rzuca się on w oczy, ale tylko przez wzgląd na bezpieczeństwo, które te owady muszą sobie zapewnić w ciągu dnia, podczas snu. Nasz lęk przed nimi jest irracjonalny bowiem nie są szkodliwe dla człowieka.
Początek XXI wieku, dolnośląska mieścina w cieniu Gór Sowich. Mieszkańców ogarnia szarość codzienności, a melodia nowoczesności ginie w matni. Zakuci w kajdany powszechności są skazani na życie – po prostu. Gęsta mgła i przygnębiająca aranżacja, spowijająca niewielką miejscowość zdaje się żywić rozgoryczeniem, emanuje grozą. Najmłodsi obywatele muszą zmierzyć się z mroczną historią tego rejonu. W miejscu, gdzie zachodzące słońce chyli się ku zachodowi, muszą stanąć oko w oko z ciemnością i tym, co w niej mieszka.
Góry mówią do nich. W szumie koron na wietrze ukryte są słowa, ostrzeżenia nawet groźby.
W powieści Jakuba Bielawskiego zło majaczy gdzieś w tle, powoli kiełkuje, nie daje o sobie jednoznacznie znać. Czytelnik ma wrażenie, że coś czai się ukryte głęboko, pod fasadą liter. To, co zachwyca, i pierwsze rzuca się w oczy to niesamowity (wyraźny, plastyczny, liryczny, szorstki) język, któremu nie brak wulgarnego wydźwięku. Ton wypowiedzi jest emocjonalny, barwny, tchnie nowatorskością. Wulgarność, jaka występuje w powieści, może odstraszyć, jednak wydaje się, że bez niej fabuła nie byłaby wiarygodna. Niewymuszone metafory, niepsujące ogólnego konceptu są obecnie rzadkością, w „Ćmie” zaś, są odpowiednie i niebanalne. Sprawność, z jaką autor lawiruje pomiędzy kolejnymi słowami, staje się wprost niesamowita, co przekłada się na charakterystyczny styl. Warto podkreślić, że nie jest to język prosty – wymaga od czytelnika skupienia. Zachwycają sugestywne opisy przyrody: złowrogiej, nieuchwytnej, mrocznej. Jakub Bielawski patrzy na wszystko chłodnym i surowym spojrzeniem, niczego nie ubarwia, jak choćby realia początku XXI wieku, kiedy to młodzież komunikowała się za pomocą GG, a brak pieniędzy na wysłanie SMS-a był czymś zwyczajnym.
Już sama konstrukcja powieści zasługuje na uwagę. Dialogi to rzadkość. Autor skupia się na szczegółowym, czasem emblematycznym, przedstawieniu wszystkich cech – zarówno bohaterów, jak i otoczenia. Świat zbudowany z mrocznego klimatu staje się niepokojący, ale i intrygujący.
Lęki żyją dłużej niż pamięć i tradycje, nie znają różnic kulturowych ani językowych. Strach mieszkający w cienistych dolinach Gór Sowich jest uniwersalny, narzuca się sam, nie czekając na zaproszenie ani zgodę.
Bohaterowie powieści żyją w mydlanej bańce złudzeń i szarej egzystencji. Brak im pozytywnego spojrzenia w przyszłość, bardziej boją się jej. Protagonistkami są dwie kontrastujące ze sobą dziewczyny: Kaja, umiejąca wyrażać emocje za pomocą ołówka i kartki papieru, szkicując myśli, odczucia, czasem nienależące do niej. Wyróżnia się arogancją i wulgarnością, stroni od ludzi, jest outsiderką. Po drugiej stronie barykady stoi Nina – bogata z gronem przyjaciół, wśród których króluje. Wydawać by się mogło, że ma idealne życie, jednak zaglądając jej w oczy, z łatwością można zauważyć obcość, zamknięcie w swoim świecie. Przyglądając się dziewczynom, można stwierdzić, że różni je niemal wszystko, ale czy na pewno? Pewnego dnia los chce, aby dziewczyny stanęły na swojej drodze. Wydaje się, że odnalazły swoje bratnie dusze. Ich radość nie trwa jednak długo, bowiem w okolicy dochodzi do dość nietypowych i niepokojących incydentów, a wśród ciszy nocy słychać tylko cichy szept tysięcy skrzydeł nocnych motyli.
„Ćma” to znakomita opowieść o dojrzewaniu, trudach związanych z poczuciem, że nie pasuje się do danego miejsca. Jakub Bielawski dotyka delikatnej struny młodzieńczej przyjaźni, nadziei, stagnacji i poszukiwania samego siebie; swojego sensu istnienia. Autor przenika wykreowany przez siebie świat, z pewną dozą namiętności błądzi po nim, wkracza w najciemniejsze zakamarki, ciągnąc za sobą czytelnika. Ten zaś nie oponuje – on wręcz łaknie bliższego spotkania z nieznanym. To krzyk przerażenia, drżenie lęku, zew odwagi, szept uczciwości. To także targająca człowiekiem bezradność i poczucie niespełnienia, naznaczenia złem ukrytym gdzieś głęboko. Wybrzmiewającą tragedią kładącą się cieniem na życiu młodych ludzi. „Ćma” to książka nieoczywista, niedająca się wepchnąć w utarty schemat, trzyma w napięciu do ostatniej strony. Wyłaniająca się złowieszcza siła jest magnetyczna, przyciąga i zniewala, udręka przeszłości zaś przedziera się przez kartki, aby wprowadzić czytelnika w niesamowity klimat i pochłonąć go bez reszty.