Bywa tak, że podskórnie czujemy się inni, niepasujący do danego obrazka. Pomimo tego, że otaczają nas ludzie, jesteśmy samotni, wyobcowani. Patrzymy na rzeczywistość, ale w naszych oczach czai się pustka.
Christopher Harris jest samotnym, młodym chłopakiem czującym wewnętrzne rozbicie. Od zawsze uważał, że nie pasuje do swojej rodziny, do swojego środowiska. Próba asymilacji nie zawsze kończy się powodzeniem, raczej rozdarciem pogłębiającym wyrwę w duszy. Pewnego dnia chłopak znajduje na strychu starą aktówkę, a w niej od dawna skrywany sekret. Czy dzięki tej tajemnicy odnajdzie w końcu swoje szczęście?
To historia mówi nam, kim jesteśmy… tylko historia może usytuować nas i wszystko, co wiemy, we właściwym kontekście…
Patrząc na bohatera, znajdującego się w centrum powieści, można zauważyć, że jest on postacią głęboką i złożoną, naiwną, wrażliwą, czasem zdesperowaną. Boryka się z własnymi demonami wychylającymi się zazwyczaj wtedy, gdy nie są proszone. Chłopak ma problemy z nawiązywaniem relacji, szczególnie z kobietami. Jego pierwsze kontakty z płcią przeciwną wywołują u niego poczucie wstydu – nierzadko irracjonalnego. Swoją nieśmiałość i skromność ciężko przekuć mu w zaletę. Ciągle szuka swojego miejsca na ziemi, nie czuje się spełniony, czuje, że czegoś mu brakuje, że jakaś jego cząstka została wyrwana i być może nigdy nie powróci.
Książka cechuje się nietuzinkową konstrukcją zbudowaną z kobiecej narracji – niemalże bezimiennej. Opowiadająca w pewien sposób staje się obserwatorem zdarzeń, co indukuje jej obiektywne poniekąd pole widzenia. Element ten przyciąga uwagę, aczkolwiek może początkowo wprowadzić czytelnika w zagubienie. Dynamiczny początek powieści zmienia się w swoiste decrescendo, z którym odbiorca pozostaje przez pewną część utworu. Dopiero później wszystko nabiera nowego rytmu znacznie zwiększającego natężenie.
Nakreślony wątek kryminalny staje się delikatną, acz surową scenografią. Na jej scenie rozgrywa się walka na śmierć i życie. Wprowadzenie do fabuły brutalnego mordercy tylko zwiększa uczucie przerażenia. Fantastycznie oddany klimat lat 70. i 80. XX wieku przesiąknięty jest mglistą, duszną i mroczną aurą. Mrok ten wdziera się nie tylko w każdy zakamarek miasta, ale i zamieszkuje w bohaterach, którzy notabene są osobowościami zepsutymi, niekierującymi się altruizmem. Postacie wydają się napędzane jakąś dziwną i podstępną chorobą duszy. Grasujący w pobliżu morderca, może czaić się dosłownie wszędzie – być każdym. Cała sprawa staje się jedynie tłem, bowiem w powieści S.E. Lynes czytelnik nie rzuca się w pogoń za mordercą, nie wie, tak naprawdę, na jakim etapie znajduje się śledztwo, nie zna kroków podejmowanych przez policję. Odbiorca wie tylko tyle, ile narrator zdoła przekazać, co dodatkowo potęguje dziwny niepokój.
Czasami trzeba skłamać, żeby chronić tych, których kochamy, prawda?
„Matka” to jedna z tych książek, których moc tkwi nie tylko w świetnym zarysie rzeczywistości, ale i w kreowaniu osobliwych odczuć w trakcie lektury. To powieść zatrważająca z wszechobecnym napięciem i nerwowością. Autorka, nie szczędząc kryminalnej nuty, spisała dobry thriller psychologiczny. Niebezpiecznie odkrywa karty ludzkiej psychiki, wędruje po niej, dając upust emocjonalności.
To powieść o przynależności, poszukiwaniu i świadomości siebie, własnej tożsamości, budowaniu jej. To kłamstwa i głęboko skrywane tajemnice. To także podkreślenie tego, jak przeszłość, nawet ta nieznana, może wpływać na naszą osobowość – potrafi niepostrzeżenie wkraść się do naszego życia, i ujawnić w najmniej oczekiwanym momencie wywracając nierzadko wszystko do góry nogami. Czasami odkrycie prawdy nie jest takie, jakbyśmy chcieli, niesie za sobą zniszczenie i ból, nie daje ukojenia, wręcz obdziera z pozytywnych uczuć.