Uczucie samotności bywa przerażające i przytłaczające. To coś, z czym, wielu z nas, nie potrafi sobie poradzić i szuka odpowiedniej dla siebie drogi ucieczki – zazwyczaj poprzez nawiązywanie nowych znajomości. Dyskomfort wynikający z potrzeby bycia akceptowanym, należenia do danej grupy społecznej bywa uciążliwy. Człowiek, z natury, nie został stworzony do tego, by żyć w pojedynkę. Jest stworzeniem stadnym. I choć zdarzają się ludzie, którzy cenią sobie samotność, a wręcz cieszą się z niej, tak większości jednak ona przeszkadza.
Karolina Andersson to poważana badaczka modernizmu. Jej zawodowe osiągnięcia i pewność siebie sprawiają, że kobieta cieszy się uznaniem w środowisku historyków sztuki. Karolina jest kobietą w średnim wieku, nie ma stałego partnera, nie ma dzieci. Pomimo swoich dokonań nie czuje się spełniona w życiu. Gdy pod opiekę kobiety trafia młody doktorant, uważający, że dokonał interesującego odkrycia, wydaje się, że w życiu Karoliny w końcu nastąpi oczekiwany przełom.
Nawet jeśli ich teraz nie widać (…) są rzeczy, które czekają na mnie gdzieś za mgłą.
Szwedzka pisarka maluje obraz kobiety, której maska zbudowana została z poczucia wyższości, śmiałości i brawury. Jednak pod nią kryje się kobieta – na wskroś przesiąknięta samotnością, gubiąca się w otaczającej ją codzienności. Zamknięta we własnych myślach, narzeka na wszystko, łącznie ze swoim imieniem, będącym, w jej mniemaniu, zbyt pospolitym, nijakim. Uważa, że jest lepsza od innych – nawet kupując produkty spożywcze zawsze wybiera te, z najwyższej półki.
To bohaterka, której nie sposób polubić, jednak z biegiem historii, u czytelnika wytwarza się coś w rodzaju nici zrozumienia, a nawet żalu. Odbiorca dostrzega, jaki smutek płynie z tej, notabene, niebanalnej osobowości. Sposób przedstawienia tego rozdźwięku potrafi wprawić w konsternację. Z drugiej strony przykuwa uwagę determinacją, z jaką Karolina poszukuje własnego ja mierząc się z powszechnie uznanymi stereotypami dotyczącymi kobiet w jej wieku. Wnikliwość, z jaką autorka zobrazowała te wszystkie elementy, jest zdumiewająca i zasługująca na słowa pochwały. Pokazała samotność – tę prawdziwą, ukrytą pod uśmiechem, zawadiackim spojrzeniem. W swojej złożoności główna bohaterka jawi się jako fascynująca persona, zadająca uniwersalne pytania: o zrozumienie przemijania, sprawiedliwość, poświęcenie, jakość życia, szczęście. Odrzuca przyjęte, współczesne teorie i daje wyraz szerokiemu spectrum poznania – nie tylko siebie, ale i otoczenia. Ironiczna maniera uwypukla narracyjny kontrast przedstawionych zdarzeń.
Pomiędzy psychicznym rozbiciem bohaterki, czytelnik podróżuje ulicami pięknego szwedzkiego Sztokholmu. Poznaje historię sztuki, zagłębia się w nią sprawiając, że przedstawiona historia jest jeszcze bardziej wiarygodna. Melancholijny klimat staje się idealną klamrą, scalającą ze sobą wszystkie elementy.
Pióro autorki jest lekkie, subtelne i bezpośrednie, aczkolwiek wymaga skupienia. Brak podziału na rozdziały, czy powolny rozwój akcji, nie narzuca hierarchii zdarzeń – ona je buduje. Satysfakcjonuje również zakończenie powieści – z jednej strony oczywiste, z drugiej otwarte, pozostawiające miejsce na własną interpretację.
Therese Bohman ucieka od stereotypów. Ta historia osacza, smuci, irytuje. To książka wielowarstwowa, poruszająca problematykę, traktowaną często po macoszemu. Padające w powieści nieoczywistości, pozostawione często bez odpowiedzi nurtują. Podkreślają, ile, tak naprawdę, może się wyklarować w trakcie trwania naszego życia i jak człowiek próbuje na nie zareagować. Pytanie tylko, czy słusznie je rozumiejąc.