Mawiają, że legendy skrywają w sobie ziarno prawdy. Kto z nas nie wierzył w Pana Twardowskiego, który spotkał się z diabłem, Smoka Wawelskiego, porywającego owieczki, czy Bazyliszka, zmieniającego ludzi w kamień. Lokalne opowieści budują w nas tożsamość. Dzięki nim chcemy być bohaterami, iść do walki ze złem i wierzyć w odrobinę magii.
Rok 1700. Tarnów. Przeraźliwe morderstwo rzuca cień na małopolskie miasto. To tutaj, na jednym z cmentarzy, zostają znalezione zwłoki – nagie i pokryte błotem. Narzędziem zbrodni okazuje się żelazny krucyfiks, tkwiący pomiędzy żebrami. Wezwany medyk wnioskuje, że tego potwornego czynu nie mógł dokonać człowiek.
Miastam wstrząsa fala przerażenia. Czy to możliwe, że w osiemnastym wieku został dokonany mord doskonały? Twarz „Krzyżowca” pozostaje nieuchwytna, nawet w świetle ulicznych latarni. Do grupy poszukujących dołącza Bartosz Sędowicz, który chce dokonać niemożliwego. Sprawa z cmentarza dopiero rozpoczyna serię krwawych wydarzeń…
– Aniołku mój – odezwała się skórzana twarz. – Niebawem zatrąbisz. Śmierć będzie dla ciebie dobra, skróci twe cierpienia.
Zarys fabularny nie należy do skomplikowanych, jednak za sprawą osadzenia opowieści w realiach osiemnastego wieku, książka wyróżnia się nietuzinkowością. Surowe okoliczności, zbrodnie mrożące krew w żyłach i zastraszeni mieszkańcy – którzy z jednej strony chcą złapać sprawcę, ale z drugiej patrzą na całokształt trzeźwym okiem – nadają powieści osobliwy czar, pozwalający czytelnikowi na zatopienie się w historii.
Tuż obok nietuzinkowego pomysłu stoi oryginalny styl. Krystian Janik posługuje się staropolskim językiem, co jest niebanalne, natomiast w przypadku dialogów – groteskowe. Czytelnik niejednokrotnie uśmiechnie się pod nosem, czytając pewne fragmenty, które winny mrozić krew w żyłach, a nie śmieszyć. Wprowadzenie wielu archaizmów odbija się echem na tempie czytania – jest znacznie spowolnione. Język powieści wymaga od odbiorcy skupienia i sporych pokładów cierpliwości. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bowiem dzięki rzadko spotykanemu stylowi, czytelnik może poczuć nadzwyczajny klimat nadany powieści. Twórca wydaje się bardzo konsekwentny w oddawaniu ducha dawnych lat, co prowadzi do konkluzji, że rozmyślnie wszystko zaplanował. Dość ciekawym posunięciem jest wprowadzenie do tekstu łacińskich powiedzeń, które każdorazowo zostają przetłumaczone w przypisach.
Kreacja bohaterów nie pozostawia wiele do życzenia – są to mocne i wyróżniające się charaktery, które kierowane narzuconymi rolami, rzadko kiedy z nich wychodzą. Dokładnie zarysowane tło społeczne stanowi dla nich idealną scenerię -bezbłędnie się na niej poruszają i nie brak im starodawnego wydźwięku. Wrzucone w osobliwy czas i miejsce akcji, idealnie się w nie wtapiają, jednak tchną trójwymiarowością z nutą powagi i dostojeństwa.
Niepodważalnym fundamentem i zarazem jednym z mocniejszych punktów powieści staje się wątek kryminalny. Dość szczegółowe opisy zbrodni oddziałują na wyobraźnię czytelnika, przez co nie trudno je zwizualizować. Kolejnym atutem książki, o którym warto wspomnieć, jest umieszczona na kartach powieści legenda o tarnowskich tunelach. Czy one rzeczywiście istnieją, a jeśli tak, to dokąd prowadzą?
Powieść pomimo sporych plusów, posiada skazę w postaci dość mozolnego rozwoju akcji. Czytelnik może odnieść wrażenie, że autor zanadto skupił się na obszernych opisach, (które notabene tworzą długie zdania i czasami tchną marazmem) i zapomniał o pchnięciu fabuły w odpowiednim dla niej kierunku.
Krystian Janik utrzymuje nastrój osiemnastego wieku, nie tylko za pomocą kreacji języka, ale także dokładności w kwestii ubiorów czy dekoracji wnętrz. Choć język powieści potrafi męczyć, tak sumarycznie stanowi niebanalną odskocznię od podobnych gatunkowo powieści.