Image default
Rozmowa

„Thriller, który nie chciał być thrillerem.” – rozmowa z Bartłomiejem Grubichem

Znany z opowiadań, za które został wielokrotnie nagrodzony. Jego powieściowy debiut to książka melancholijna i ponura. Zabiera nas w podróż po meandrach ludzkiego umysłu, starając się odnaleźć odpowiedź na pytanie: czy ludzie są z natury źli, czy coś ich determinuje? O genezie powstania powieści, o bieganiu oraz uczuciu towarzyszącym napisaniu książki rozmawiam z Bartłomiejem Grubichem. Zapraszam!

Ewa Czuban: „Biegacz” jest thrillerem, z zalążkiem kryminału, jednak – nie ulega wątpliwości – opiera się na psychologii i manipulacji czytelnikiem. Jak narodził się ten pomysł, który wymyka się sztywnym schematom przypisanym do określonego gatunku?

Bartłomiej Grubich: Chyba trochę z przypadku. I lenistwa. Nie czytam zbyt wielu thrillerów czy też kryminałów. Nie są to moje ulubione gatunki. Dlatego też „Biegacz” miał być w pierwszej kolejności powieścią obyczajową o miłości, dorastaniu, nienawiści, emocjach i relacjach między ludźmi. Tak mi się wydaje teraz, bo w pierwszej kolejności był jakiś zamysł, oś historii, zarys postaci, ale to co z tego powstanie, o czym opowie ta książka pojawiało się dopiero w trakcie. I jaki gatunek z tego wyjdzie. Dlaczego więc wyszedł thriller i gdzie tu lenistwo? Dopiero ucząc się pisania, trup bardzo pomaga. Jest zawiązaniem akcji, zdarzeniem krańcowym, budzącym z założenia emocje. Trup, śmierć. Coś się dzieje. Coś się zmienia. I dlatego dalsze pisanie było łatwiejsze, dawało też literackie ramy, co ułatwia pracę początkującemu pisarzowi. Stąd też wyszedł taki gatunkowy mix. Thriller, który nie chciał być thrillerem. Zresztą sam nie lubię takich ograniczeń, a w kulturze bawi mnie i daje radość ich brak. I dodam też, że geneza książki „Biegacz”, bierze się z opowiadania pt. „Biegacz”, gdzie w krótkiej formie pojawił się bieg, morderstwa. To też chyba lenistwo z mojej strony.

Czy zdradzisz, gdzie można przeczytać to opowiadanie? Chętnie poznam tę genezę 🙂 Tak właściwie, dlaczego akurat bieganie? Czy sam uprawiasz ten sport?

Opowiadanie „Biegacz” znaleźć można w książce „Poznań Fantastyczny. Miejska Paralaksa”. To pokonkursowa antologia, gdzie z moim tekstem zająłem trzecie miejsce. Jeden z pierwszych literackich sukcesów i jak widać dobry punkt wyjścia do napisania książki. Przy okazji.

Tak, biegam. Często słyszy się radę, iż warto wplatać w fabułę tematy na których się znamy. To dodaje wiarygodności, jak i łatwiej to literacko oddać. Oj, znów lenistwo! Niemniej to wartościowa rada. Poza tym lubię pisać w takim dynamicznym, trochę urywanym stylu, który kojarzy mi się z biegiem właśnie. Podczas biegania dużo się myśli, to też dobre literacko, do wykorzystania.

Natomiast osobiście lubię biegać, bieganie ma dużo zalet. To bardzo prosty sport. Ubierasz się, wychodzisz, biegniesz. Oczywiście, można kupować ciuchy, gadżety, można się umawiać z innymi biegaczami, można startować w zawodach, ale zasadniczo idea pozostaje prosta. Oprócz tego podczas biegania jest czas, o czym wspomniałem wcześniej na myślenie. Czas na przesłuchanie muzyki, jesteś tylko ty i muzyka, a rzadko w domu jest na to czas. To też rywalizacja, ale z samym sobą, poprawa swoich osiągnięć. No i poza tym wszystkim zawsze aktywność fizyczna jest wartościowa, jaka by nie była, szczególnie przy siedzącym trybie życia, jaki u mnie dominuje. Taki grecki ideał antyczny, łączenie ducha z ciałem, jakkolwiek to górnolotnie brzmi kiedy na przykład sprowadza się do podnoszenia kilkanaście razy kilkunastu kilogramowego ciężarka, jak to bywa na siłowni, którą też od jakiegoś czasu lubię.

Ten „urywany styl”, o którym mówisz, jest bardzo specyficznym zabiegiem, który rzadko można spotkać w literaturze. Nie boisz się, że czytelnicy źle go odbiorą?  

Nie, bo jestem pewien, że tak będzie. Komuś się to nie spodoba. Oczywiście, pisze się „dla kogoś”, ale trudno pisać z oczekiwaniem, że spodoba się to każdemu. Jest to niemożliwe. Mam jednak nadzieję, że dla większości czytelników będzie to coś ciekawego. Piszę o rzeczach i w stylu, który sam chciałbym czytać. Nawet jeśli nie zawsze założenia zgodne są z końcowym efektem… I tak jak lubię zabawy gatunkami, tak lubię również zabawy formą, kiedy służą czemuś, a nie są tylko tanim efekciarstwem, fałszywą manierą. Chociaż oczywiście jest to w znacznej mierze subiektywny odbiór, a sam “Biegacz” i tak formalnie jest książką dość bezpieczną.

Wspomniałeś o tym, że podczas biegania jest czas dla siebie, czas na zagłębienie się w swoich myślach. Czy Twoje uczucia są podobne do tych, które opisałeś w książce? Czy sam zatracasz się podczas biegu w przeszłości, wspomnieniach, czy może rozmyślasz o „tu i teraz”?

Jeśli biegnę samemu to rzeczywiście sporo myślę, ale tematów jest bez liku. Jednego dnia myślę o przeszłości, przyszłości, rzeczach ważnych, a innego o tym co bym chciał zjeść na kolację. Nie ma tu reguły, czasami myślę nad opowiadaniem albo wątkiem książki i najczęściej przynosi to lepsze rezultaty niż bym myślał nad tym w domu na kanapie. Natomiast mam nadzieję i wydaje mi się, że moje myśli podczas biegania i nie tylko, trochę jednak odbiegają od myśli moich bohaterów. Zresztą mimo narracji pierwszoosobowej wolałbym, żeby postacie książkowe rozdzielić od autora mocną i grubą kreską.

Cofnijmy się w czasie… Przypomnij sobie moment, w którym piszesz ostatnie zdania książki, stawiasz ostatnią kropkę. Co wtedy czujesz?

Nie do końca pamiętam. Zapewne spora dawka radości i satysfakcji, a jednocześnie ulga i niechęć do utworzonego tekstu, którego już miałem dość. Podobnie jak samego pisania. Nie jestem jednak przesadnie ekspresyjny w życiu, nie było otwarcia szampana, wyskoków do góry, euforii. Wiedziałem, że to też dopiero początek, bo raczej nie poprawiam tekstu na bieżąco i będę musiał do niego wrócić, żeby w ogóle zobaczyć co też powstało, jak to się czyta. Czy jest w tym jakiś sens czy też to była strata X godzin. W skrócie więc radość, ale ze sporą dawką dystansu.

Jak i kiedy rozpoczęła się u Ciebie przygoda z pisaniem?

Od zawsze w miarę dobrze potrafiłem pisać, ale nie miałem wielkich, literackich aspiracji. Nie czytałem również zbyt wiele książek. W liceum zacząłem pisać w bardziej zorganizowany sposób. Dostałem się na warsztaty dziennikarskie i właśnie w kierunku dziennikarskim szło moje pisanie. Chciałem zostać dziennikarzem, ale na szczęście, nic z tego nie wyszło. Na studiach trochę pisania dziennikarsko-naukowego, między innymi artykuły w czasopiśmie „Nowy Obywatel” (wcześniej „Obywatel”), co było dla mnie również ważną szkołą pisania, a może bardziej szkołą skracania tego co się napisało… I dopiero w 2014 roku przyszedł konkurs „Poznań Zły” w ramach Festiwalu Fabuły i konkurs „Poznań Fantastyczny”. To były moje pierwsze opowiadania, które napisałem, „Ubezpieczyciel” i „Biegacz”, które odpowiednio zajęły pierwsze i trzecie miejsce we wspomnianych konkursach. To było dla mnie zaskoczenie, wielka niespodzianka, głupio było nie pociągnąć tematu. Dlatego kolejne opowiadania, między innymi udział w fantastycznych warsztatach pisarskich w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału i wreszcie książka.

Twoje opowiadania zostały nagrodzone i dobrze przyjęte. Powiedz proszę, czym jest dla Ciebie pisanie, i czy zmieniło coś w Twoim życiu?

Jest to jakaś forma ekspresji, dająca dużą satysfakcję po ukończeniu tekstu. Niestety niekoniecznie w trakcie pisania. Przede wszystkim jednak dzięki pisaniu, czynności bardzo alienującej, wykonywanej w samotności, można paradoksalnie poznać wielu ciekawych ludzi związanych z literaturą. Osoby piszące, czytające, cały przekrój osobowości.

Oczywiście, trochę obok tego, przy okazji człowiek zapewne się rozwija, nabywa umiejętność wyrażania myśli, rozwijania wyobraźni. To jednak przy okazji. Niestety być może rozczaruję Cię, ale trudno mi powiedzieć, że nie potrafię żyć bez pisania. Są rzeczy ważniejsze i ciekawsze, aczkolwiek nie zmienia i nie wyklucza to tego, że całe „zamieszanie” w moim życiu związane z „Biegaczem” to jedna z ciekawszych przygód w moim życiu.

Do czego zatem porównałbyś pisanie?

Nie wiem, chyba bym się nie podjął do wyszukania żadnego ciekawego porównania. Nie umiem. Zapewne z tego powodu, że nie wierzę w jakąś mityczną, wzniosłą ideę pisania. Jak tak spojrzeć na to dokładniej to czynność, która nie różni się od układania płytek w łazience albo pracy urzędnika rozpatrującego wnioski. Jest jakiś pomysł, jest jakaś skrupulatność, porządek, ale są też jakieś niespodzianki, które częściej są pojawiającymi się znikąd problemami, niż ujawniającą się drogą na skróty. Niewątpliwie jednak systematyczność  jest szalenie ważna w pisaniu i pewnie wokół tego zbudowałbym narrację, odpowiedź na Twoje pytanie. No, ale skorzystam z możliwości nie udzielenia odpowiedzi 🙂

W takim razie inny zestaw pytań 🙂 Mówisz, że pisanie to czynność, którą wykonuje się w samotności, że ważna jest skrupulatność. Zdradź proszę jak wyglądała Twoja praca nad książką. Wszystko było z góry ustalone i zaplanowane, czy może zdarzyło się coś spontanicznego? I przy okazji… Czy podczas pisania wyrobiłeś sobie jakiś pisarski rytuał?

Oczywiście rozpisałem sobie wszystko,  plan historii od początku do końca miałem, jednak na tyle ogólny, że jakieś wątki się pojawiały w trakcie, inne się zmieniały. Na pewno wątek kryminalny miał być bardziej rozbudowany, ale coś nie poszło, za to pojawił się wątek Dolly, którego pierwotnie nie było. Mam trochę chaotyczną naturę, sporo u mnie nieporządku i żałuję bardzo, że nie miałem cierpliwości albo umiejętności, żeby rozpisać to sobie bardziej szczegółowo, dokładniej. Byłoby mi chyba łatwiej pisać. Chociaż w sumie pewności nie mam.

Żadne ciekawe nawyki pisarskie się nie pojawiły. Prawie zawsze pisałem wieczorem (rano nie żyję, raczej co najwyżej egzystuje), często wpadło piwo z dobrego browaru, ale do pisania jedno, nigdy więcej. Jakaś muzyka, laptop na kolanach. Nuda. I tak, najważniejsza jest regularność, żeby chociaż na te 15 minut usiąść do kompa, jedno zdanie napisać, „być” cały czas w pisanej historii. Tak to u mnie wyglądało.

Czy trudno kreowało Ci się książkowe postacie?

Z całego tego pisania był to element całkiem przyjemny, szczególnie na etapie wymyślania postaci. W głowie. Chociaż oczywiście nie wiedziałem co z tego tak do końca wyjdzie. Chciałem, aby postacie były wiarygodne i realistyczne, aby czytelnik mógł powiedzieć „Rzeczywiście ludzie tacy bywają, nawet jakbym ja zachował się inaczej”. Lubię komiksową konwencję przejaskrawionych postaci, ale jednak tutaj chciałem tego uniknąć. Oczywiście, pewne klisze się znalazły jak choćby femme fatale w osobie Justyny albo pan od WFu z problemami z alkoholem. Niemniej nie stoi to w opozycji do ich wiarygodności rozumianej jako prawdopodobieństwo zaistnienia w prawdziwym życiu co chyba mi się udało.

Zaskoczyło mnie jednak to, że zabrakło w „Biegaczu” postaci absolutnie pozytywnej. Przynajmniej jedna z osób czytających książkę przed premierą zwróciła mi na to uwagę i chyba muszę przyznać jej rację, chociaż jest tu pewien obszar do dyskusji. Może Piotr, może Ania to pozytywne charaktery? Nie jestem pewien. Na pewno jednak znajdzie się grupa czytelników, której może się to nie spodobać, ten brak bohatera, bohaterki reprezentującej czyste dobro. Trudno.

Przyznam szczerze, że również zwróciłam uwagę na to, że w powieści nie ma nikogo, kto byłby stricte dobry. Każdy skrywa jakiś sekret, którym nie do końca można się chwalić. Ubiegłeś nieco odpowiedź na moje kolejne pytanie, zatem zapytam… Na co wracałeś największą uwagę w trakcie portretowania postaci? Czy któryś bohater inspirowany jest prawdziwą osobą?

Tak jak wspomniałem, kluczowa była ich wiarygodność, autentyczność. W pierwszej kolejności wiedziałem jaka dana postać jest, a w drugiej dopiero myślałem jak osoba z takim charakterem odnajdzie się w konkretnej sytuacji. Starałem się nie budować fabuły pod postacie, a raczej wrzucać je w fabułę.

Żaden bohater nie jest inspirowany prawdziwą osobą. Przynajmniej jeden do jednego. Natomiast pewnie po trochu, we fragmentach każdy, ale raczej nieświadomie. I bardzo bym nie chciał żeby ktoś utożsamiał bohatera powieści ze mną, tylko dlatego, że narracja pierwszoosobowa.

Tuż przed wydaniem powieści, Twoje opowiadania można było przeczytać w kilku antologiach. Powiedz, czy gdybyś miał wybrać pomiędzy pisaniem krótkich form literackich, a pełnych książek, to na co by padł wybór?

Trudne pytanie, bo łatwiej pisać opowiadania, ale trochę smutno pisać coś czego nikt nie czyta. „Nikt” w pewnym uproszczeniu. Opowiadanie wydaje mi się być łatwiejsze, gdyż wymaga mniej czasu. Wpada ci do głowy pomysł, siadasz, trzy dni albo tydzień i już zrobione. Jednowątkowa fabuła, niewiele postaci, nic się nie rozejdzie w historii, będzie spójna. Ewentualnie okazuje się, że napisałaś słabe opowiadanie. Trudno, straciłaś parę godzin życia. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Z książką jest większy problem. Poświęcasz jej znacznie więcej czasu, trudno ją odłożyć, pisze się w różnych okresach życia, bo jednak kiedy piszesz powiedzmy pierwszy rozdział, a kiedy kończysz ostatni mijają trzy miesiące albo i pół roku, więc w jakimś stopniu twoje życie się zmienia, co też oddziałuje. I nie raz, nie dwa ma się kryzys, że bez sensu, słabe to będzie. No ale trudno tracić na marne tyle już czasu, więc siadasz i męczysz się dalej. I cała gratyfikacja jest odłożona w czasie, a przede wszystkim jest niepewna, bo nawet nie wiesz czy ktoś ci to wyda. Nie mówię oczywiście o gratyfikacji finansowej, ale samej satysfakcji z wydania książki.

Oczywiście jednak dobrze napisać jedno, drugie, kolejne opowiadanie, a nie zabierać się od razu za dłuższą formę. Lubię większość swoich opowiadań, może jeszcze kiedyś, jakieś rozwinę w coś dłuższego. Poza tym przez pisanie opowiadań, poznałem wiele świetnych osób z których część osiągnęła już jakiś sukces literacki, a część jeszcze niewątpliwie osiągnie. O co mógłbym się nawet założyć.

„Biegacz”, jeśli chodzi o interpretację, nie jest prosty. Błądzenie między płaszczyznami czasowymi, czy zmienność narracyjna wymaga od czytelnika pewnego skupienia. Powiedz proszę, co chciałeś przekazać tą treścią?

Przede wszystkim ciekawą historię. Tylko tyle i aż tyle.

I mam trochę z tym problem, bo oczywiście chciałbym napisać ciekawą książkę, zaangażowaną społecznie, która przekazywałaby idee, które są mi bliskie, które uważam za ważne. Jednak w tym momencie mojego życia, mojego pisania wiedziałem, że stawianie przekazu nad historią skończyłoby się porażką. Nikt by tego nie chciał czytać, nawet osoby, uważające przekaz za słuszny. Dlatego mam też pewne obawy związane z odczytaniem „Biegaczem”. Przykładowo bardzo krytycznie przedstawiłem tam środowisko nauczycielskie. Natomiast kto mnie zna wie, że zawód nauczyciela to jedna z bardziej szanowanych przeze mnie ról i jak najbardziej jestem za poprawą warunków pracy nauczycieli, nawet jeśli miałoby to np. wiązać się ze zwiększeniem podatków. Podobnie kobiety w „Biegaczu”. Zapewne ktoś może sądzić po lekturze książki, że jestem bardzo antyfeministyczny, natomiast jest wprost przeciwnie. Śledzę ten temat, wydaje mi się, że mam możliwie dużą wiedzę w tej kwestii i na ile mogę wspieram działania na rzecz realnego równouprawnienia jeśli chodzi o płeć. Mimo, że oczywiście nie jest to wszystko czarno-białe jak chcą przekazać jedna i druga strona sporu… Dlaczego więc kobiety w „Biegaczu” są tak przedstawione? Ponieważ tak mi to pasowało to fabuły. Po prostu.

Oczywiście powyższe nie oznacza, że nie ma w „Biegaczu” przekazu, chociaż wyklarował on się dopiero w trakcie pisania, a może właściwie dopiero po postawieniu ostatniej kropki.

Powiedz proszę, kim jest Bartłomiej Grubich?

Nie wiem. I mam tylko nadzieję, że to bardziej sokratejskie „wiem, że nic nie wiem”, niż niewiedza z głupoty. Pewności jednak nie mam.

Bartłomiej Grubich – wielokrotnie wyróżniany za swoje opowiadania, trzykrotnie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału (2015, 2016, 2018), jak i w ramach konkursów „Poznań Zły” (I miejsce – 2014), „Poznań Fantastyczny” (III miejsce – 2014) oraz „Literacki Konkurs Tematyczny” (2016, 2018). Autor kilkunastu artykułów w czasopismach „Nowy Obywatel” oraz „Take Me”. Z wykształcenia filozof i socjolog. Miły człowiek. Biega. Nie pali. Czasami pije. Żyje możliwie dużo. W miarę możliwości. „Biegacz” jest jego powieściowym debiutem.

Fot.: Michał Gieniusz

Wpisy, które mogą Ci się spodobać

„Pisanie porównałabym do egzotycznej wyprawy.” – rozmowa z Aleksandrą Rumin

Bookmoment

„Nie chcę od nikogo kopiować, chcę wyznaczyć własny kierunek, z którym będę kojarzony.” – rozmowa z Arturem Urbanowiczem

Bookmoment

Przez pryzmat niepowagi – rozmowa z Mateuszem Wieczorkiem

Bookmoment