Stało się! Po niezbyt efektownej „Mrocznej wieży” fani Stephena Kinga dostali to, na co czekali od lat – znakomitą adaptację filmową jednej z najlepszych książek mistrza grozy. Dokładnie po 27 latach przebudziło się TO. Twórcy wiernie trzymali się powieści, zatem i ta liczba może okazać się nieprzypadkowa – wszak zło zamieszkujące kanały budzi się właśnie co 27 lat…
Spokojne, niczym niewyróżniające się miasteczko. Derry jest miejscem jednym z wielu, jednak za sprawą pewnej tajemniczej istoty staje się na swój sposób niezwykłe. To tutaj w niewyjaśnionych okolicznościach zaczynają ginąć dzieci. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że za zniknięciami kryje się tańczący klaun Pennywise, będący ucieleśnieniem zła. Siedmioro przyjaciół staje do walki z nieznanym. Tylko oni mogą go pokonać, tylko oni go widzą…
Filmowe „TO” jest historią początkowo obcych sobie dzieciaków. Andres Muschietti subtelnie i wiarygodnie zarysował postaci. Ich życie nie jest usłane różami, każdy z osobna zmaga się z własnymi demonami. Bill Denbrough (Jaeden Lieberher) nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią brata, Beverly Marsh (Sophia Lillis) jest molestowana, Mike Hanlon (Chosen Jacobs) na własne oczy widział śmierć rodziców, Eddie Kaspbrak (Jack Grazer) ma nadopiekuńczą matkę, Stanley Uris (Wyatt Oleff) jest młodym Żydem, Richie Tozier (Finn Wolfhard) ukrywa swoją prawdziwą naturę za maską błazna, a Ben Hanscom (Jeremy Ray Taylor) zmaga się z nadwagą i byciem nowym w mieście. Gdy dzieciaki orientują się, że zaczyna łączyć ich wyjątkowa więź, wiedzą, że już nigdy nie będą sami.
Postacie są wyraziste, wyróżniają się całą paletą cech, jednym słowem – są perfekcyjne! I choć przeszłość bohaterów czasami różni się od tej, którą mieliśmy okazję poznać w książce, tak każda zmiana jest przemyślana i nie psuje odbioru adaptacji. Widzimy autentyczny strach, pewną dozę naiwności, cnotliwości czy subtelności. Młodzi bohaterowie skutecznie rozluźniają mrożącą krew w żyłach atmosferę, niekiedy wykazują się infantylnością, ale właśnie dzięki tym elementom stają się autentyczni. Jedynym minusem w moim mniemaniu jest postać Mike’a, która została potraktowana po macoszemu. Na tle innych bohaterów wypada dość blado, a sceny z nim zostały za bardzo ograniczone. W pewnym momencie można odnieść wrażenie, jakby ta postać była zupełnie zbędna.
(źródło: www.filmweb.pl)
Tuż obok Klubu Frajerów najistotniejszy jest przyprawiający o dreszcze Pennywise (Bill Skarsgård). Tańczący klaun straszy i bawi. Odtwórca roli fenomenalnie moduluje głosem dostosowując go do określonej sytuacji, a dzięki wadzie wzroku mrożące krew w żyłach i czasami niesmaczne rzeczy z oczami stały się możliwe bez upiększania ich efektami specjalnymi.
(źródło: www.filmweb.pl)
Dość często zdarza się, że filmy skoncentrowane na wybranej grupie aktorów pomijają postaci drugoplanowe. W „TO” dzieje się rzecz zupełnie odmienna – postaci drugorzędowe nie ucierpiały. Tutaj każdy ma swoje miejsce i czas, każdy dorzuca trzy grosze tworząc estetyczną całość.
(źródło: www.filmweb.pl)
Warto zatrzymać się przy scenografii, która robi piorunujące wrażenie. Miasteczko Derry posiada swój niezaprzeczalny urok, klimat i mroczną tajemnicę. Mieszkańcy stają się ślepi na koszmar dziejący się wokół nich, są bierni, własną ignorancją karmią zło. Ogromne wrażenie robi opuszczony dom przy Neibolt Street gdzie odgrywane są kluczowe sceny. Przy okazji omawiania filmowego tła, warto zwrócić uwagę na aurę jaka zapanowała w adaptacji. Widz zatraca się w latach osiemdziesiątych, obserwuje zachłyśnięcie się nowym rodzajem muzyki, dostrzega nostalgię tamtego okresu. Twórcy bez dwóch zdań odrobili pracę domową, każdy element ma swój wydźwięk w którym próżno szukać fałszywej nuty. Warstwa obyczajowa przenika cienkie płótno grozy. Wszystko, co widzimy na ekranie jest wyważone i odpowiednie – ponure barwy, trafnie dobrana ścieżka dźwiękowa czy choćby nieprzewidziane jump scary gdzie Andres Muschietti udowadnia, że wie, jak uśpić czujność widza.
(źródło: www.filmweb.pl)
Nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż pod fasadą opowieści o dzieciach, chcących za wszelką cenę dopaść To, Stephen King pokazuje czym jest dorastanie, tęsknota za niewinnością, dziecięca wiara, fantazja i fascynacja. „TO” porusza kwestie przezwyciężania własnego lęku, akceptacji siebie i własnych słabości, poszukiwania zrozumienia i szacunku, aż wreszcie opowiada o przyjaźni – tej prawdziwej, która łącząc potrafi pokonać wszelkie przeciwności.
Pojawia się pytanie: czy film jest straszny? Nie ulega wątpliwości, że adaptacja w głównej mierze koncentruje się na postaciach, jednak jak mówi sam Stephen King:
Gdy polubisz postaci i będzie ci na nich zależało, strach naprawdę zadziała.
(źródło: www.naekranie.pl)
Trzeba przyznać, że Andres Muschietti stworzył doskonałą adaptację książki Stephena Kinga, która pomimo pewnych modyfikacji (jak choćby przesunięcie ram czasowych z lat pięćdziesiątych do lat osiemdziesiątych) szanuje swój książkowy odpowiednik. Należy wspomnieć, że film został podzielony na dwie części, zatem to, co możemy zobaczyć na ekranie jest tak naprawdę prologiem dzieciństwa. Na kontynuację przygód Klubu Frajerów będziemy musieli trochę poczekać, ale wydaje mi się, że będzie warto!