Znają go nie tylko fani kryminałów, ale i miłośnicy gier. Z wykształcenia archeolog, absolwent Oksfordu. Jego debiutancka powieść „Kiedy Atena odwraca wzrok” została nagrodzona Nagrodą Wielkiego Kalibru. O nowych technologiach, zagrożeniach płynących z sieci oraz o tym, czy pisanie książki przypomina pracę nad scenariuszem rozmawiam z Jakubem Szamałkiem. Zapraszam!
Ewa Czuban: Pańska najnowsza powieść skupia się na szeroko pojętej cyberprzestępczości. Połączył Pan ze sobą dwa światy – tak różne, a jednak tak do siebie podobne. Skąd ten pomysł?
Jakub Szamałek: Nie trzeba było daleko szukać! “Cyberprzestępczość” brzmi jak słowo wyjęte z jakiejś powieści S-F, ale to jak najbardziej realny problem. Okazuje się, że oplatająca świat sieć doskonale sprawdza się jako narzędzie zbrodni – skraca dystans między przestępcą a ofiarą, ułatwia zachowanie anonimowości, utrudnia śledztwo. Wystarczy nadstawić ucha, a codziennie usłyszymy o kolejnym wycieku danych, kolosalnych stratach spowodowanych przez złośliwe oprogramowanie. Pomyślałem, że na tych motywach można by zbudować ciekawą książkę. Od tego się zaczęło – a “Cokolwiek wybierzesz” to rezultat końcowy.
Nie ulega wątpliwości, że bardzo rzetelnie podszedł Pan do przedstawienia czytelnikom wirtualnej rzeczywistości. Proszę powiedzieć, ile czasu zajęło Panu stworzenie „Cokolwiek wybierzesz”?
Hm. Zacząłem myśleć o tej książce jakieś cztery lata temu, wtedy właśnie zainteresowałem się tematem nowych technologii i niebezpieczeństw z nimi związanych. Prace ruszyły jednak pełną parą dopiero w drugiej połowie 2017 roku i trwały około roku. Piszę dwa dni dziennie, w czwartki i piątki – w pozostałe dni tygodnia jestem w biurze CD PROJEKT RED, gdzie wciąż pracuję jako scenarzysta.
Do Pańskiej pracy, jako scenarzysty, wrócimy w dalszej części wywiadu, tymczasem chciałam zapytać, o główną postać Pańskiej książki. Julita jest charakterem, który można określić jako nieco infantylny. Kobieta dość lekkomyślnie podchodzi do komputerowych spraw, z drugiej zaś strony jej determinacja pozwoliła na ujawnienie dość potwornej prawdy. Skąd ten rozdźwięk? Czy jej postawą chciał Pan pokazać, jak łatwo nami manipulować w sieci?
Bardzo lubię Julitę i będę jej bronił jak lew! Nie powiedziałbym, że jest infantylna – tylko że bezrefleksyjnie korzystała z sieci, nie była świadoma zagrożeń, na które można tam natrafić. Wiem, że dla bardziej otrzaskanych internautów Julita może wydawać się na początku naiwna, ale nie sądzę, żeby jej postawa była znowuż wyjątkowa. Tak samo przecież zachowali się czołowi politycy amerykańskiej Partii Demokratycznej – rosyjscy hakerzy zyskali dostęp do ich komputerów dzięki klasycznemu phishingowi. Natomiast później Julita nadrabia swoją początkową niefrasobliwość determinacją i uporem – staje na rzęsach, żeby odkryć, co się właściwie stało.
Odnoszę wrażenie, że znaczna większość internautów nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie zagrożenia może nieść surfowanie po stronach internetowych wszelakiej maści. Postawa Julity i jej swoista przemiana jest godna uwagi, i uważam, że wielu powinno się od niej uczyć, wszak pomimo potężnego ciosu, bohaterka wciąż kroczyła z uniesioną głową. Proszę powiedzieć, czy trudno pisało się Panu emocje, jakimi targana jest Julita?
Na pewno było to trudne – jak wspomniałem, darzę tę postać dużą sympatią, więc ciężko pisało mi się sceny, w których jej życie rozpada się na kawałki. Straszne jest to, jak niewiele trzeba było, żeby to osiągnąć – i że podobny los mógłby spotkać wielu z nas.
Jak słusznie Pan podkreśla – technologia rozwinęła się na tyle, że za jej pomocą można niemal wszystko – bez pardonu podglądać czyjeś życie, podszyć się pod niego, ukraść dostęp do danych czy założonych kont. Czy Pan boi się czasem logować do sieci? Mieć świadomość, że to, co zostało spisane na kartach powieści, może dotknąć i Pana?
Hm, nie nazwałbym tego strachem, ale w trakcie prac nad książką rzeczywiście dorobiłem się lekkiej paranoi. Kiedy mój komputer robi cokolwiek niestandardowego – przytnie, zawiesi się, wypluje jakieś powiadomienie o błędzie – od razu skacze mi ciśnienie i podejrzewam najgorsze. Po tym, jak byłem na szkoleniu na temat tego, ile danych można – zupełnie legalnie – wyciągnąć na nasz temat z Facebooka, wyrzuciłem ze swojego profilu wszystkie zdjęcia. No i oczywiście kamerę w laptopie mam zaklejoną…
Podkreślmy jednak, że opisana w powieści rzeczywistość, ta wirtualna, nie została przedstawiona tylko, jako ta zła, wszak gdyby nie technologia wiele rzeczy, które pomagają nam dziś w codzienności, byłaby niedostępna…
Tak, oczywiście. Nie chciałbym, żeby ktoś odniósł wrażenie, że chciałbym wrócić do epoki kamienia łupanego, nie o to chodzi, nie neguję pozytywnego aspektu rozwoju technologii. Namawiam po prostu, żeby używać ich ostrożnie. Warto też się zastanowić, czy warto korzystać z tych wszystkich darmowych aplikacji, które wcale nie są darmowe – bo tak naprawdę służą zbieraniu i sprzedawaniu informacji na nasz temat, jak się zachowujemy w sieci, co lubimy, co kupujemy.
Czy uważa Pan, że staliśmy się niewolnikami Internetu?
Poniekąd, i to na wielu płaszczyznach. Po pierwsze, ciężko nam się zupełnie od niego odciąć. Po drugie – wiele stron internetowych, w tym portale społecznościowe, projektowane są tak, by nas przyciągać na jak najdłużej. Absolwenci najlepszych uczelni technicznych w Stanach głowią się nad tym, co zrobić, żebyśmy spędzili na ich stronie kolejne sekundy, minuty, godziny. Po trzecie – pracodawcy coraz częściej od nas wymagają, żebyśmy byli “pod telefonem”. Co chwila coś w naszych telefonach pika, dzwoni, świeci. Wytrąca nas to ze stanu skupienia, zajmuje czas, który powinniśmy spędzać z rodziną. Ja natychmiast po wejściu do domu wyciągam telefon z kieszeni i kładę na najwyższej półce – gorąco zachęcam do wyrobienia sobie takiego nawyku.
Czy pisząc „Cokolwiek wybierzesz” „wszedł” Pan w tę historię na 100% czy może gdzieś pomiędzy kołatały się inne pomysły?
Inne pomysły rzecz jasna są, ale muszą cierpliwie poczekać na swoją kolej. Dopiero co zacząłem cykl książek o Julicie i myślę, że póki go nie domknę, nie będę tykał niczego innego. Aha, moment, jest jeden wyjątek – moja córka poprosiła, żebym napisał jej na urodziny książeczkę o lisie i kuropatwie. Nie mam pojęcia, co to będzie za historia, ale przynajmniej mam już bohaterów. Ale to chyba nie będzie pozycja dla fanów kryminałów czy techno-thrillerów…
Myślę, że, gdy oczywiście wyda Pan tę opowieść, czytelnicy chętnie zobaczą, jak poradził Pan sobie z książką dla dzieci 🙂 Czytelnicy znają Pana z historii kryminalnych, których akcja dzieje się w starożytnej Grecji. Pański debiut „Kiedy Atena odwraca wzrok” został bardzo dobrze odebrany, jak również nagrodzony. Jakie emocje i uczucia wówczas Panu towarzyszyły? Czy takie nagrody stają się swego rodzaju spełnieniem?
Faktycznie, miałem to szczęście, że mój debiut został nie tylko zauważony, ale również nagrodzony – było to szalenie miłe. Ale chyba jeszcze większą frajdę miałem z nagrody Wielkiego Kalibru za “Czytanie z Kości”. Pisanie tej książki to był jakiś koszmar – pracowałem nad nią po nocach, do drugiej, trzeciej nad ranem, a potem jechałem do pracy. Kompletnie mnie to rozjechało. To, że książka została potem uznana za najlepszy kryminał roku, w jakimś stopniu wynagrodziło mi te poświęcenia.
Tematyka książek jest zupełnie inna – z jednej strony antyczny kryminał, z drugiej, nazwijmy to, wirtualna pogoń. Praca nad tymi gatunkami zapewne była zupełnie inna, wymagała innego nakładu wiedzy i przypuszczalnie zaangażowania. Czy może Pan o tym opowiedzieć, jak to wygląda „od kuchni”?
W przypadku trylogii o Leocharesie miałem niewątpliwie łatwiej, bo opierałem się o wiedzę zdobytą w trakcie studiów. Na przykład o greckich osadach na Krymie, które są miejscem akcji “Morza Niegościnnego”, pisałem doktorat. W przypadku “Cokolwiek wybierzesz” było zupełnie inaczej, tu nie dość, że nie miałem za sobą lat dogłębnego researchu, to musiałem nadrabiać znaczne zaległości. Długie lata zupełnie nie interesowałem się nowymi technologiami – więc żeby napisać książkę, w której grają pierwsze skrzypce, musiałem odwalić kawał roboty. Przeczytałem mnóstwo książek i artykułów na ten temat, długie godziny rozmawiałem z ekspertami. Zależało mi, żeby moja książka była jak najwierniejsza prawdzie.
Jak sam Pan wspomniał, nie jest tajemnicą, że jest Pan współscenarzystą gry Wiedźmin 3. Proszę powiedzieć, czy praca nad scenariuszem przypomina w czymś pisanie książek? Jak Pan podchodzi do tych profesji? Czy są w jakimś stopniu do siebie podobne?
Cóż, i w książce, i w grze trzeba dbać o to, żeby historia miała tempo, żeby postaci były ciekawe, a dialogi brzmiały naturalnie. Na starcie trzeba więc mieć wyrobione pióro, lekkość pisania. Ale jest też wiele różnic, które wynikają z tego, że gry – w przeciwieństwie do tradycyjnych mediów – są interaktywne. Graczowi trzeba zaoferować ciekawe wybory – a potem zaprezentować ich konsekwencje. To z kolei oznacza, że struktura fabularna gry jest nielinearna, przypomina rozłożyste drzewo. Zbudowanie takiej konstrukcji logicznej, zadbanie o to, żeby historia miała sens w każdym możliwym przebiegu, nie pogubić się w tej gęstwie – to spore wyzwanie, z którym jako autor książek nie muszę się mierzyć.
W jaki sposób podchodził Pan – zarówno do scenariusza, jak i do książki. Czy był to rygorystyczny i z góry zaplanowany zarys, czy może pozwalał Pan sobie na odrobię „wolności”?
W przypadku gier trzeba opracować szczegółowy scenariusz już na starcie – bo korzystają z niego też inne działy, na przykład artyści w oparciu o niego zaczynają projektować wygląd postaci, a projektanci rozgrywki określają, jakie mechaniki będą niezbędne dla zaprezentowania opisanej historii. Książki można pisać na wiele sposobów, niektórzy trzymają się sztywno planu, inni improwizują. Ja się plasuję gdzieś po środku – zaczynam od zarysowania głównego wątku powieści, ale potem często zmieniam pierwotne założenia, bo do głowy przychodzi mi ciekawszy pomysł, albo okazuje się, że coś, co sobie wymyśliłem, niestety nie wychodzi w praniu.
Jakie jest największe marzenie Pana, jako scenarzysty, i Pana, jako pisarza?
Pisać wtedy, kiedy mam na to ochotę, a nie wtedy, kiedy muszę. O, to byłoby super.
Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Jakub Szamałek, pisarz, scenarzysta studia CD Projekt RED (producent serii gier „Wiedźmin”). Absolwent Oksfordu, doktor archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu w Cambridge, stypendysta Fundacji Billa i Melindy Gatesów. Autor trylogii kryminalnej o ateńskim detektywie Leocharesie. Za książki z tej serii otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru Czytelników (2011, „Kiedy Atena odwraca wzrok” oraz 2016, „Czytanie z kości”). Zaliczony przez fundację Res Publica, Google i Financial Times do grona stu młodych liderów Europy Centralnej i Wschodniej. Thriller „Cokolwiek wybierzesz”, jego najnowsza powieść, to pierwsza część trylogii „Ukryta sieć”, wydana nakładem Wydawnictwa W.A.B.